niedziela, 12 maja 2013

I

Brakowało kilku minut do końca 2012 roku i początku nowego- 2013. To taki wynalazek ludzkości, uzasadniający sprzedaż kalendarzy. Przecież to my- ludzie zdecydowaliśmy kiedy zaczynają się lata, miesiące, godziny czy sekundy. Sami to ustaliliśmy przystosowując świat do własnych potrzeb. Dlaczego? Zrobiliśmy tak, ponieważ ład i porządek nas uspokaja. Być może i kosmos pod pozorem chaosu, ma jakąś ukrytą harmonię. No, ale na pewno nie taką jaką my znamy.
~*~
Kiedy na małym stoliku w salonie układałem obok ćwierćlitrowej butelki szampana, chipsy i inne przekąski, myślałem o godzinach. Pewnego razu przeczytałem w jakieś książce, że człowiek w swoim życiu przeżywa ok 650 000 godzin. Czyli jako dwudziestosiedmiolatek nie jestem nawet w połowie swojego nędznego żywota. Zważywszy jeszcze na fakt, że mężczyźni w mojej rodzinie dożywają prawie setki. Niby powinienem się z tego cieszyć, ale nie umiałem rok 2012 był nudny z resztą jak wszystkie poprzednie. Nie jestem pewien czy mam ochotę męczyć się w tak monotonnym życiu. Tak moje życie to ciągła monotonia co jest dziwne, bo powinienem korzystać z niego ile tylko się da. Niestety nie umiem. Praca, dom, praca, dom, nic więcej. Kiedyś wychodziłem do klubów z Ezrą i AnnaLynne, ale i to się skończyło. Moi upierdliwi przyjaciele w końcu dali sobie spokój z ciągłym błaganiem bym częściej wychodził z domu. Ciągłe odmowy i wrogie nastawienie z mojej strony, chyba dostatecznie uświadomiły ich, że jestem typem człowieka aspołecznego. Co jest dziwne, bo pracuję jako zgorzkniały nauczyciel języka angielskiego, w którym podkochują się licealistki. Życie...
- Pięć, cztery, trzy dwa jeden. Szczęśliwego Nowego Roku Zayn- powiedziałem sam do siebie, biorąc przy tym duży łyk szampana prosto z butelki. Kolejny łyk, kolejny... i  w mojej ćwierćlitrowej butelce nie było ani kropli słodkawego trunku. Mruknąłem z niezadowoleniem, po czym opadłem na kanapę przed telewizorem, włączając jakiś tandetny horror.
Chwilę potem rozdzwonił się mój telefon, niechętnie wstałem podchodząc do komody, gdzie zostawiłem 'grające urządzenie' i zerkając wcześniej na ekran, odebrałem połączenie.
- Co tam An- zapytałem bez niepotrzebnych wstępów.
- Eh jaki ty jesteś niewychowany- żachnęła- A gdzie przywitanie? Nauczyciel, w dodatku naszego ojczystego języka, a nie umie powiedzieć głupiego cześć, witam.  Ale mniejsza z tym, chciałam Ci życzyć wszystkiego najlepszego w Nowym Roku, miłości, sukcesów w pracy no wszystkiego czego zapragniesz. Wiem, nienawidzisz gdy ktoś składa ci jakiekolwiek życzenia, ale trudno powiedziałam słów nie cofnę.
- Dzięki i nawzajem- odburknąłem. Nie chciałem wyjść na gbura, który nie docenia swoich przyjaciół. Ale dobrze wiedziałem, że żadne z życzeń się nie spełni. Jednym słowem byłem pesymistą.
- Brzmisz jakbyś był na coś wkurzony. Jesteś w domu? Przyjadę do ciebie to...
- Nie, An nie jestem wkurzony wszystko jest w porządku. Nie przyjeżdżaj. Pilnuj brata, dobrze wiesz, że Ezra po czterech głębszych ma odlot jakby nawciągał się kokainy- przerwałem jej. Doceniałem to, że się o mnie troszczy i jest w stanie rzucić wszystko, by tylko pocieszyć zdesperowanego przyjaciela, ale ja nie chciałem tego. Nie chciałem by rezygnowała z zabawy z mojego powodu. Nie byłem tego wart. Samotność, to ja sam ją wybrałem. To ja sam odrzucałem od siebie ludzi. Dlatego to ja sam będę się męczyć ze swymi złymi wyborami. Nie będę wciągać do tego nikogo innego.
- Ezry popilnuje Susanne. W końcu to jego dziewczyna, niech ona bawi się w niańkę... Zayn na pewno wszystko okey? Może chcesz przyjechać do nas? Potańczymy, upijemy się, zaszalejemy.Impreza trwa gdzieś tak do piątej, ale wątpię by twój nadpobudliwy przyjaciel to wytrzymał. Sus zabierze go pewnie za chwilę zalanego do domu. Biedak nie ma głowy do alkoholu... Ale będę ja, więc jak? Przyjedziesz?- zapytała.
- Nie An. Piłem już, mam dosyć, a dobrze wiesz, że nie lubię tańczyć. Tak w ogóle to zaczyna boleć mnie głowa, więc chyba się położę. Po za tym wątpię by Dorian był zadowolony z mojego przyjazdu. Dobrze wiesz, że za sobą nie przepadamy...
- To przez to, że piłeś zapewne taniego szampana z supermarketu. Ale jak chcesz. To twój wybór. Muszę kończyć, cześć- powiedziała nieco zawiedzionym tonem. Po chwili usłyszałem sygnał zakończonego połączenia.
~*~
Kiedy się rozbierałem, żeby pójść do łóżka, z ulicy dobiegały wybuchy śmiechu i huk petard.
"Jak dzieci"-pomyślałem i gasząc światło, zamknąłem za sobą kolejny dzień.
Tej nocy długo nie mogłem zasnąć, jednak nie z powodu ulicznych hałasów, po prostu po raz pierwszy od jakiegoś czasu poczułem się samotny i opuszczony. Chciałem, żeby noworoczna farsa skończyła się jak najprędzej. Czekało mnie pięć dni spokoju... no, może niezupełnie. Na Trzech Króli, (których notabene nie obchodzę, gdyż jestem muzułmaninem) umówiłem się na obiad u AnnaLynne i Ezry, na którym mieli się pojawić również Susanne i Dorian. Nie wiem jak zniosę obecność Black'a, ale postaram się nie wszczynać niepotrzebnych awantur.
"To będzie trudne-pomyślałem- Dobrze chociaż, że dzień później wszystko wróci do normy". Pocieszony tą myślą, poczułem, że oczy same mi się zamykają. Czy jeszcze je otworzę?
"Już jest nowy rok- to była moja ostatnia myśl przed zaśnięciem- ale nic nowego mi nie przyniesie".
I zasnąłem, nie wiedząc, jak bardzo się mylę.
~*~  
No i dodałam pierwszy rozdział, miał się on pojawić w przyszłym tygodniu. Jednak brzydka pogoda zmobilizowała mnie do skończenia go wcześniej. Jestem z niego niezadowolona, naszła mnie już nawet myśl, żeby rzucić tego bloga w cholerę, bo i tak nic mi z niego nie wyjdzie. No, ale nie poddaje się. To dopiero początek. Mam nadzieję, że kolejny będzie lepszy no i ciekawszy. Ostateczną ocenę pozostawiam wam.
Buziaki ~felicity.